poniedziałek, 31 stycznia 2011

O Erichu von Dänikenie słów kilka

Daniken
Erich Von Däniken
Będąc jeszcze nastolakiem fascynował mnie starożytny Egipt, nie tylko dlatego, że była to niegdyś potężna cywilizacja, która pozostawiła po sobie wspaniałe dowody dawnej potęgi, ale także z powodu mgły tajemnicy która owiewała i nadal owiewa pewne ich osiągnięcia. W związku z tym, czytałem wszystką mi dostępną literaturę oraz oglądałem mnóstwo programów popularnonaukowych na ten temat. Pewnego dnia, na najbardziej znanym z kanałów poświęconych nauce, nadawana była transmisja na żywo z wykopalisk w piramidzie Cheopsa. Program ów był zapowiadany od wielu miesięcy, miał bowiem odkryć przeznaczenie tajemniczej piramidy, które do dnia dzisiejszego nie jest znane (piramida Cheopsa nie zawiera zwłok faraona, nie jest zatem grobowcem). Aby to uczynić grupa archeologów miała rozkuć jedną ze ścian we wnętrzu kamiennej konstrukcji, za nią ponoć znajdowały się niesamowite cuda. Po bez mała dwóch godzinach oglądania owego wydarzenia, okazało się, że za magiczną ścianą kryła się kolejna magiczna ściana i że jej zdemontować się już nie da. (Kilkając "Czytaj więcej" przejdziesz do dalszej części tekstu)

Dlaczego przytoczyłem tę historię? Otóż ma ona silny związek z bohaterem dzisiejszego wpisu, Erichem von Dänikenem, autorem kilkudziesięciu książek, których łączny nakład wynosi 60 milionów egzemplarzy.  Znakomita większość fanów teorii spiskowych doskonale wie kim jest ów pan, a jest on twórcą teorii dotyczącej pochodzenia rasy ludzkiej, według niego 'wszyscy jesteśmy dziećmi bogów'. Owymi bogami są podług niego kosmici, przybysze z obcej planety. Nie mam zamiaru w tej chwili wgłębiać się w szczegóły jego tezy, uczynię to zapewne w niedalekiej przyszłości, teraz natomiast chcę was, drodzy czytelnicy, poprzez wyłuszczenie dwóch podstawowych dänikenowskich założeń, nieco wprowadzić w tematykę przez niego poruszaną.

Po pierwsze, przystępując do lektury książek EvD należy wyzbyć się, wbijanych nam w głowę w żmudnym procesie socjalizacji wtórnej, ograniczających nas schematów myślowych. Nauczyłem się w szkole wielu przydatnych rzeczy, nie mogę jednak powiedzieć, że dzięki niej wiem czym jest krytyczne podejście do rzeczywistości. To co mówił belfer było rzeczą świętą, zapoznałem się z 'jedyną słuszną' z wielu możliwych, wersją historii, religii, fizyki, filozofii czy o zgrozo, interpretacji wierszy Mickiewicza. Erich von Däniken w swych książkach łamie większość zasad, które przyswoiliśmy będąc aktywnymi uczestnikami procesu edukacji, co nie znaczy że jego tezy powinniśmy bezrefleksyjnie odrzucić.

Po drugie zaś podstawą prac EvD są mity, teksty oraz podania, które powstały w starożytności, chodzi przede wszystkim o Stary Testament, Mahabharatę, Epos o Gilgameszu i tym podobne. Autor zakłada, że we wszystkich legendach znajduje się przysłowiowe ziarnko prawdy, mało tego, o ile literaturoznawcy nakazują traktować te dzieła jako metafory czy alegorie to Däniken zakłada, że jeżeli będziemy interpretować je dosłowanie to poznamy prawdę o przeszłości. Tak więc Biblijny Salomon na latającym dywanie, Hinduski Rama z Mahabharaty w latającym rydwanie uzbrojonym w wybuchowe pociski oraz opis eksplozji bomby atomowej niszczący miasto Ur z eposu o Gilgameszu to wszystko fakty historyczne, oczywiście o ile przyjmiemy punkt widzenia Dänikena.

Na koniec jednak chciałbym podzielić się swą własną, krótką refleksją na temat fenomenu książek Dänikena, otóż o ile sfera czysto teoretyczne jest u niego logicznie i ciekawie przedstawiona, to gorzej z twardymi, archeologicznymi dowodami, które by ją poparły. Czytając jego książki odnoszę podobne wrażenie, jak podczas oglądania programu o piramidzie Cheopsa, autor rozkuwa kolejne ściany, a za nimi zawsze znajdują się następne, takie które wydają się nie do przejścia. To jest właśnie istota sukcesu teorii spiskowych, zawsze pozostawiają po sobie nutkę niedopowiedzenia, która to determinuje zakup kolejnej książki, obejrzenie kolejnego programu, a po zapoznaniu się ze wszystkimi audycjami i przeczytaniu wszystkich publikacji nadal znajdujemy się w punkcie wyjścia. Mimo wszystko szczerze polecam teksty Dänikena. Z prostego powodu, czynią one bowiem naszego głowy otwartymi na nowe koncepcje.

2 komentarze:

  1. Pytanie tylko, czy Daniken wierzył w swoje teorie, czy też raczej skonstruował je jako prześmiewczą kontrę wobec wobec nauki empirycznej? Moim zdaniem to drugie plus wszechobecne względy ekonomiczne.

    OdpowiedzUsuń
  2. To że zbił na tym kasę - nie świadczy o jego ekonomicznych względach. Gdyby to były - jakieś wypociny szalonego właściciela resteuracji , nikt by tych książek nie kupował. Moim zdaniem - facet spojzał na historię z innej strony i zobaczył coś całkiem innego niz zadufany w sobie swiat archeologii. Dla którego ówczesne cywilizacje nie miały nic do roboty - tylko bydować monumentalne bydowle dla jakiegoś wyimaginowego boga. Może w niektórych teoriach się myli - ale to nie swiadczy o tym , że nie zasiał ziarna tajemnicy w czytelnikach . Wszyscy uczeni w piśmie archeolodzy, żądają dowodów od niego. Czy to nie zakrawa na kpinę. Szkoda, że ci prymitywni ludzie nie założyli muzeum i tam składali artefakty , Jak umieli- tak przekazywali potomnym to co widzieli ( rysunki naskalne, rzeźby w kamieniu, złocie , opowieści o bogach itp.) Poza tym okres kilkunastu tysięcy lat tez zrobił swoje ( zasypał piaskiem, rozłożył metal ) . Przykład: Bitwa pod Grunwaldem była ok. 600 lat temu - ile mamy artefaktów z tego okresu - bardzo mało . A co będzie za kilkanaście tysięcy lat - zostaną tylko opisy . Dowodów rzeczowych nie będzie.
    Może na razie tyle.

    OdpowiedzUsuń