piątek, 2 listopada 2012

Kolejne tropy w sprawie polskiej mafii - śmierć Andrzej Leppera

Lepper
Andrzej Lepper

Jakiś czas temu kraj obiegła szokująca i dla niemal wszystkich wstrząsająca wieść: Andrzej Lepper nie żyje. Wszystkie dowody wskazują na samobójstwo, mimo to, jak zawsze w takim przypadku, wdrażane jest śledztwo, które ma wyjaśnić okoliczności zgonu. Wczoraj dowiedzieliśmy się, że ów śledztwo, po ponad roku trwania, dobiegło końca. Treść wniosku przedstawiona przez rzecznika prokuratury Dariusza Ślepokurę brzmi następująco: "Nie stwierdzono, aby ktokolwiek nakłaniał bądź też udzielił pomocy pokrzywdzonemu w celu doprowadzenia go do targnięcia się na własne życie". 


Zaraz po odnalezieniu zwłok byłego wicepremiera pojawiły się głosy niedowierzania w rzekome samobójstwo. Znajomi, rodzina i przyjaciele polityka, zgodnym głosem mówili o tym, że to niemożliwe, by Andrzej Lepper się poddał. Dziś na łamach onetu była posłanka, Sandra Lewandowska mówi: "Nie wierzę w samobójstwo Andrzeja Leppera (...) był wierzącym katolikiem, który szanował życie swoje oraz życie innych ludzi (...) Sekcję zwłok Andrzeja Leppera zrobiono bardzo późno – dopiero po kilku dniach, dokładnie tak samo, jak miało to miejsce w przypadku śmierci gen. Sławomira Petelickiego"


Andrzej Leppera jedni kochali, inni nienawidzili. Jedno jest pewne - nikomu nie był obojętny. Dlatego właśnie zastanawia mnie zachowanie społeczeństwa tuż po jego śmierci - przeszła bez większego echa. Media odrobinę poświęciły swego czasu antenowego oraz łam jego sprawie, uważam jednak, że to niewiele, tym bardziej kiedy weźmie się pod uwagę zagadkowość jego zejścia. On, twardy facet, który doszedł na sam szczyt społecznej drabiny postanowił rzucić z dnia na dzień wszystko w diabły i pozostawić poważnie chorego syna i rodzinę w trudnej sytuacji finansowej? Nie chce mi się w to wierzyć.

Spójrzmy zatem na wszystkie opisane wcześniej przeze mnie elementy mafijnej układanki: kwestia nazwania przez media i władze gangów wołomińskich oraz pruszkowskich mafiami; śmierć tych, którzy wiedzieli najwięcej, czyli "Pershinga" i Marka Papały; państwowa ochrona i związane z tym zniknięcie kolejnych "dobrze poinformowanych" czyli "Masy" i "Inki"; prezydenckie ułaskawienia, min. "Słowika"; śmierć Dębskiego oraz "Baraniny", czyli kolejnych osób, które wiedziały za dużo i zaczęły być groźne. Powyższe elementy wskazują kolejno gdzie możemy szukać członków polskiej mafii - w organach ścigania oraz mediach; prokuraturze; UOP-ie; otoczeniu byłych prezydentów; partiach rządzących. Dziś chciałbym dodać do tego nowy puzzel. Śmierć Andrzej Leppera. Mafii natomiast szukać moim zdaniem możemy wśród jego otoczenia.

Co mnie skłoniło ku takiemu przekonaniu. Otóż same słowa najbliższych Andrzej Leppera nie stanowią żadnego dowodu w sprawie. Wicepremier po prostu mógł nie okazywać przy nich swoich słabości, mogli nie wiedzieć co go trapi. Co takiego zatem przemawia za tym, że śmierć polityka to nie samobójstwo? Słowa Henryka Niewiadomskiego ps. "Dziad", domniemanego bossa rzekomej wołomińskiej mafii. W swojej biografii kilkukrotnie wspomina o tym polityku. 

Tak Niewiadomski pisze o działaniach Andrzej Leppera z czasów jego świetności:
"Ja osobiście nie dziwię się temu posłowi z SLD, że się wtedy uchlał. Moim zdaniem, to była wina Samoobrony i Andrzeja Leppera. TO przez nich, bo krzyczeli w Sejmie, że Polską rządzą złodzieje i rozkradają Polskę. Chłopina nie wytrzymał psychicznie prawdy i się upił. Nie winię go za to, że się upił, tylko za to, że jeżeli to była prawda, o czym wówczas Samoobrona mówiła, to najpierw powinien wystąpić z SLD i dopiero wtedy się upić. Lub też utopić, jak to zrobił jego kolega, który nie chciał rządzić czy też współrządzić rozgrabioną gospodarką z osiemdziesięcioma miliardami na minusie. Załatwił to jednak honorowo. Wyjechał za granicę z rodziną i tam dopiero popełnił samobójstwo."
"Dziad" wskazuje na to, że były wiceminister rzeczywiście w pierwszych latach swojej politycznej działalności starał się odkryć przed społeczeństwem fakty na temat polskiej mafii. Za dowód niech posłuży chociażby autobiografia Leppera pt. "Niepokorny" [wyd. 1999], w której to wykazuje, że najwyższe szczeble władzy w Polsce są oplątane mackami zorganizowanej grupy przestępczej. Gdzie indziej Niewiadomski pisze, że tuż po uzyskaniu mandatu poselskiego, Lepper dał się wplątać w różne dziwne historie.
"Wyparują [akta sprawy, przyp. PS], łącznie z informacjami od jakiegoś świra Bogdana G. - tego samego osobnika, który przekazał panu posłowi Andrzejowi Lepperowi rozmaite pierdoły na temat talibów w jakimś pegeerze. Rozwinięcie tego tematu nastąpi w drugiej części mojej książki [Niewiadomskiemu nigdy nie udało się wydać drugiej części, przyp. PS], na razie powiem tylko tyle, że pan Lepper dał się wpuścić w maliny jak dziecko. Całe miasto wie, że dwóch magików z prestiżowej warszawskiej kancelarii, a jeden z nich to znana postać w świecie bokserskim, bo lubił trenować na swojej żonie, pięknej dziennikarce - sprowadziło z Afganistanu na Okęcie siedemnaście kontenerów z „kamieniami półszlachetnymi”. Oczywiście, że dostarczyli je talibowie, bo oni wtedy sprawowali tam rządy. Zdaje się, że afgańskie kamienie nazywały się jakoś tak: granaty, kałasze, onyksy... Kiedy transport zaczął mocno śmierdzieć, trzeba było podrzucić komuś temat zastępczy. Wypadło na pana Leppera i al-Kaidę w PGR."
Najistotniejszą informację jaką przekazał nam domniemany szef Wołomina, jest ta, zgodnie z którą Lepperowi powoli usuwa się grunt spod nóg:
"Podobnie zresztą środowiska złodziei w białych kołnierzykach, z lewa i z prawa bez różnicy, walczą z posłami Antonim Macierewiczem i Andrzejem Lepperem. Kolejne rządy próbują z pomocą sprzedajnych mediów robić z nich ludzi nieodpowiedzialnych. Pan Macierewicz bardzo dobrze sobie z tym radzi. Trochę gorzej pan Andrzej Lepper, z którego media na siłę robią człowieka niebezpiecznego, przyrównując go do Hitlera."
 Należy podkreślić, że Niewiadomski pisał powyższy tekst w 2002 roku, czyli w czasie przełomowym dla Andrzej Leppera. "Dziad" pisze, że Lepper jest w tarapatach. I rzeczywiście. W 2001 roku po raz pierwszy uzyskał mandat poselski i z miejsca stał się wrogiem publicznym numer jeden. W mediach dorobiono mu gębę szarlatana i wariata, elity zaś reagowały na jego widok niemal histerycznie. No i nagle TRACH.

Właśnie w tym 2002 roku, już po wydaniu przez Niewiadomskiego swej biografii, Lepper na naszych oczach przepoczwarza się w członka elity. W kwietniu zostaje członkiem prestiżowej Komisji ds. Kontroli Państwowej. W 2003 roku wyjeżdża do Parlamentu Europejskiego by stać się przedstawicielem polskiej delegacji. Wszystko to kończy się dlań posadą wicepremiera. Cóż za niesamowity skok, nieprawdaż? Od wroga elit do wicepremiera. Potem następuje jeszcze szybszy upadek.

To jak to się stało, że Andrzej Lepper odszedł z tego świata? Oto moja teoria. W pierwszych latach swej działalności przywódca Samoobrony był osobą dla establishmentu niewygodną, wręcz niebezpieczną. Wraz z chwilą gdy znalazł się w Parlamencie zaczął siać ferment. Mafia włączyła go w swe struktury, stworzyła jego nowe oblicze, utorowała drogę do sukcesu. Po upadku rządu Kaczyńskiego, Lepper powoli opadał w polityczny niebyt. Oczywiście nie odpowiadała mu taka sytuacja - znowu stał się zagrożeniem. Tym razem jeszcze większym, bo był w posiadaniu jeszcze większej wiedzy. Dalszy ciąg znacie.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz