wtorek, 25 stycznia 2011

Pseudonauka?

Darwin
Charles Darwin
Często zastanawiam się dlaczego tak jest, że gdy ktoś uważa że człowiek rozumny powstał na drodze ewolucji to uznany jest za inteligenta, gdy ktoś zaś uważa że powstał za sprawą boskiej ingerencji to staje się w oczach innych osobą głębokiej wiary, a gdy ktoś odważy się stwierdzić, że nasz gatunek jest efektem działań pozaziemskiej cywilizacji to widzimy w nim kretyna i kwitujemy jego wywody śmiechem. Stanowi to nurtującą kwestię, tym bardziej, że nie ma twardych dowodów, które z całą mocą potwierdziłyby którąkolwiek z tych tez, znaleźć można natomiast liczne przesłanki dla każdej z nich. Zdaje się, że wiem co teraz sobie myślisz drogi czytelniku "Zaraz, zaraz ale jak to nie ma dowodów potwierdzających teorię Darwina? Bredzisz pan", odpowiem na ten zarzut za chwilę, teraz natomiast pragnę napisać parę słów o tzw. pseudonauce.(Kilkając "Czytaj więcej" przejdziesz do dalszej części tekstu)

Wszyscy, którzy mieli kiedykolwiek jakąś styczność z psychologią z pewnością kojarzą słynny eskperyment Milgrama, zdaję sobie sprawę jednak że nie wszyscy jesteśmy po odpowiednim kursie, więc krótko: w 1961 roku Stanley Milgram zbadał wpływ obecności eksperta na zachowanie człowieka; badani ochotnicy byli przekonani, że eksperyment służy ocenie wpływu kar cielesnych na pamięć, ich zadaniem było odgrywaniem roli srogiego nauczyciela, który karał dawką prądu począwszy od 15 woltów swego ucznia za każdy popełniony przezeń błąd; wszystko to w obecności rzekomego lekarza; z każdym popełnionym błędem owa dawka rosła, aż w pewnym momencie osiągała pułap 450 woltów, czyli dokładnie tyle ile trzeba do uśmiercenia człowieka;  w rzeczywistości uczeń nie był rażony prądem, ale badany o tym nie wiedział, zdawał sobie jednak sprawę z możliwych skutków zabawy ze wstrząsami elektrycznymi, ponieważ w pomieszczeniu była odpowiednia tablica informacyjna, ponadto uczniowie doskonale imitowali cierpienie przy kolejnych wstrząsach. Jaki był wynik eksperymentu? Na 40 osób aż 26 zaaplikowało drugiemu człowiekowi śmiertelną ilość prądu, pozostałe 14 osób zaprzestało tortur na poziomie pomiędzy 300 a 375 V. 

O czym to wszystko świadczy? Eksperyment ukazał nam siłę, jaką niewątpliwie w dzisiejszym świecie dysponują autorytety w danej dziedzinie. Wystarczy wyglądać jak lekarz albo posługiwać się odpowiednią terminologią, a my jesteśmy gotowi uwierzyć w każde słowo. Przyjrzyjmy się zatem autorytetowi w dziedzinie szeroko pojętej nauki. Pierre Bourdieu pisze o świecie nauki jak o pewnym polu gry, dzięki któremu można uzyskać kapitał. Owym kapitałem w tym wypadku jest autorytet oraz prestiż, które następnie przekładają się na kapitał ekonomiczny, czyli po prostu na pieniądze. Im bardziej jesteś znany, tym więcej twoich książek zostanie opublikowanych, na większą ilość konferencji zostaniesz zaproszony, otrzymasz więcej zleceń etc. Jak wygląda zatem gra? Otóż według Bourdie istnieją dwa stronnictwa, orthodoxa oraz heterodoxa, pierwsze z nich stanowi nurt obecnie obowiązującej nauki, drugie zaś obejmuje te teorie oraz ich twórców, którzy dopiero pukają do bram oświeconego świata oficjalnie uznanej nauki. Przedstawiciele orthodoxy starają się nie dopuścić swych oponentów do korytka z prostego powodu - stracą na tym finansowo. Posługują się przy tym przeróżnymi metodami, ale generalnie chodzi o to aby przy współpracy swych sojuszników ośmieszyć i zdewaluować opozycyjne teorie (nazywając je na przykład pseudonaukowymi), w swych publikacjach cytować jedynie znajomych, nie dopuszczać do głosu przedstawicieli heterodoxy etc. Przedstawiciele orthodoxy dysponują oczywiście większym autorytetem, gra zatem toczy się zazwyczaj po ich myśli, czego skutkiem jest skostnienie i niereformowalność pewnych dziedzin nauki. Przypomina to nieco sytuację panującą w pewnym związku sportowym w Polsce...

Pocieszeniem dla mnie jest fakt, że według Thomasa Kuhna, rewolucja w nauce jest czymś co prędzej czy później nastąpić musi, a wtedy to Bourdie'owska orthodoxa pójdzie w zapomnienie i to ich teorie wtedy staną się obiektem drwin. Kiedyś śmiano się z tych, którzy uważali, że ziemia jest okrągła albo z tych, którzy uważali, że komputery zrewolucjonizują nasze życie, nie śmiej się zatem drogi czytelniku z alternatywnych teorii, nie wiadomo przecież co przyniesie przyszłość. To, że profesor x nie uznaje danej teorii nie znaczy że jest ona bezwartościowa, należy pamiętać że ów profesor chroni przede wszystkim swoje interesy. Wracając do Darwina, warto przyjrzeć się jego tezie z punktu widzenia powstałej w 1934 za sprawą Karla Poppera teorii dedukcji. Jeżeli przyjmiemy, że istnieją dowody na to, że wszystkie zwierzęta powstały za sprawą ewolucji, a nie ma jeszcze dowodu na istnienie ogniwa łączącego homo sapiens z małpami, to czy możemy uznać że człowiek także powstał w procesie ewolucji? Jeżeli zobaczyłem dzisiaj 20 000 czarnych kamieni to znaczy że mogę mieć 100% pewności że następny którego zobaczę też będzie czarny? Istnieje duże prawdopodobieństwo że tak właśnie będzie, zdanie przewidujące nie jest jednak zdaniem naukowym! Teoria ewolucji jest po prostą jedną z tez, taką samą jak ta kreacjonistyczna czy ta dotycząca kosmitów. 

Niniejszy blog zatem dotyczyć będzie własnie tych alternatywnych, niepozbawionych sensu hipotez zwanych obiegowo pseudonaukowymi. Oczywiście nie mam kompetencji oraz autorytetu, aby obalać czy naukowo potwierdzać pewne tezy ale na szczęście blog służy do wyrażania opinii, a nie do ferowania wyrokami .

3 komentarze:

  1. bardzo, bardzo ciekawie napisany tekst popularnosocjologiczny:)

    OdpowiedzUsuń
  2. ewolucja to sciema...jak tak skomplikowany organizm jakim jest czlowiek mogl powstac z kosmicznego pylu? To tak samo ,jak bysmy probowali na smietniku zbudowac szwajcarski zegarek za pomoca wiatru...teoretycznie jest to mozliwe, ale malo prawdopodobne.

    OdpowiedzUsuń